Kiedy zaczynałem swoją przygodę z górami miałem 12 lat. Pamiętam, że pierwszy mój wyjazd na południe zaczynał się w Krynicy Górskiej, potem były Pieniny i na koniec Tatry. Te ostatnie nie zrobiły na mnie wrażenia, bo z perspektywy Kasprowego Wierchu i Świnicy, wszystkie te szczyty były takie odległe. Powiedziałem wtedy kumplowi, że kiedyś wleze na najwyższy z nich, chociaż nie wiedziałem nawet jak się nazywał.
29 lat później, podczas jednej z wycieczek rowerowych z Mariuszem, powróciliśmy do tematu zdobycia Gerlacha. Tak, teraz już wiedziałem, że to najwyższy z wierzchołków w Tatrach. Tak, wiedziałem że to prawie sama wspinaczka i tak, wiedziałem, że to wyprawa z przewodnikiem. Nie było jednak konkretów ani szczególnej daty. W międzyczasie parę razy rozmawiałem z Adamem o tym pomyśle i koleś zajarał się jak foka na śledzie i kazał się na bieżąco informować o wyprawie. No i któregoś dnia Mariusz po prostu zadzwonił: termin 23 lipca, są przewodnicy, ja będę na miejscu, do zobaczenia. Ha! Jedziemy!
W czwartkowy poranek ruszyliśmy ze Schroniska Śląski Dom na Słowacji o godzinie piątej rano. Podejście, wspinaczka, powolne przemierzanie wąskich ścieżynek a później tylko przejścia ekspozycją na samą górę. Na szczycie byliśmy już cztery godziny później a widok był oszałamiający bo pogoda nam wyjątkowo dopisała. Po półgodzinnej przerwie ruszyliśmy w dół. Wtedy to się dopiero zaczęła męczarnia dla moich barków, dłoni i nadgarstników. Ciągłe łapanie się skał, podtrzymywanie całego ciała aby nie zjechać na tyłku, obracanie się między uskokami, stopnie, na które musiałeś trafić „na czuja” oraz pozycja „przodem w dół” ostro dały do wiwatu. Przyznaję bez bicia, w schronisku nie miałem siły podnieść pokala z piwem! Dowodem na to, że nie było łatwo jest zarówno brak zdjęć jak i fakt, iż z wrażenia zapomniałem uruchomić kamery.
Czy bym poszedł na Gerlach jeszcze raz? Oczywiście! Chodzenie po górach z przewodnikiem ma swoje minusy ale fakt przemieszczania się po trasie, która jest nieoznaczona i zawsze może czymś zaskoczyć jest niesamowitym doświadczeniem. Gerlach to było jedno z moich marzeń, które się spełniło. Super, że w fajnym towarzystwie, przy dobrej pogodzie i planem na następna wyprawę.