Wojskowe pojazdy podjechały pod gdyńską stocznię już wieczorem, 16 grudnia. Tego dnia nikt nie podjął pracy. Robotnicy przyszli do zakładu, ale protestowali. Kiedy opuszczali stocznię i zobaczyli w jej okolicy wielu wojskowych, jeszcze nie przypuszczali, co to oznacza. Myśleli, że obstawiają oni teren, żeby złapać czołowych działaczy lub zmusić ludzi do pracy. Nikt nie spodziewał się, że następnego dnia będą do nich strzelać. 17 grudnia w Gdyni doszło do tragedii. (źródło: gdynia.pl)
Od 2015 do 2018 roku aktywnie uczestniczyłem we wszystkich obchodach tej smutnej rocznicy, jednak dwa lata temu powiedziałem sobie dość. Nie ze względu na wczesną porę, koszmarną pogodę czy związane z uroczystością emocje ale przez politykę. Od 2016 roku byłem świadkiem coraz głupszych i całkowicie nie związanych z wydarzeniami grudnia ’70 przemówieniami krajowych oraz lokalnych osobistości. Apel Smoleński, oskarżanie wszystkich o zniszczenie stoczni w Gdyni, szczucie na opozycję czy przytyki do braku patriotyzmu lokalnych władz, to tylko kilka z tematów które nijak miały się do tragedii jaka spotkała idących do pracy pięćdziesiąt lat temu.
W tym roku stwierdziłem, że może jednak na okoliczność okrągłej rocznicy wstanę przed piątą i podrepczę pod stocznie. Jakąż ulgę poczułem, jak dotrzymałem samemu sobie danego słowa i nigdzie się nie wybrałem. W ciągu dnia tylko w radiu słyszałem o kolejnej perełce w historii obchodów „Grudnia” jaką popisał się biskup Wiesława Szlachetki. O co w tym chodzi? Czy nawet kapłan nie może choć przez chwilę podejść z szacunkiem do ludzi, którzy kiedyś przelali za nas krew? Czy tak smutne okoliczności muszą być areną mowy nienawiści, krytyki i komentowania bieżących wydarzeń bez żadnego związku ze zdarzeniami z 1970 roku?
Nie poszedłem rano, ale wybrałem się wieczorem. Stanąłem przed pomnikiem i zacząłem się zastanawiać czego zawsze brakowało mi podczas ceremonii rocznicowych. Przede wszystkim wspomnień stoczniowców i ich rodzin. Nigdy nie widziałem, aby ktokolwiek z potomków zamordowanych lub ich bliskich otrzymał możliwość zabrania głosu. Nigdy nie słyszałem co czuli w przededniu wydarzeń, o czym rozmawiali, jakie mieli problemy oraz radości. Jak postrzegali tamten, już historyczny czas Polski Ludowej. O jakim kraju marzyli, czego życzyli sobie na Święta i jakie mieli nadzieje. Na żadnych obchodach nikt nie przytoczył historii sławnego „Janka Wiśniewskiego” czyli Zbigniewa Godlewskiego, Ludwika Piernickiego czy Brunona Drywy. Nikt nie wspominał losów rodzin Jerzego Skonieczki, Waldemara Zajczonko czy Jana Kałużnego. Żadnej refleksji o tym jak wielką cenę poniosły najbliżsi zastrzelonych stoczniowców.
Stałem z zapalonym zniczem i próbowałem sobie wyobrazić co bym usłyszał, gdyby spełniło się moje wyobrażenie. Nie pamiętam tych czasów ale wiem, że większość opowieści byłaby o rodzinie, zdrowiu i trudnych przygotowaniach do Bożego Narodzenia.
Idą Święta, nadchodzi Nowy Rok, może w grudni 2021 roku coś się zmieni?