Nadeszły Święta i mam chwilę na pewnego rodzaju podsumowanie. Nie, nie będzie to analiza roczna, bo chyba mój blog nie ogarnąłby całości 2020.
Mimo wszechobecnej pandemii, niedorzecznych ograniczeń i trudnej sytuacji na rynku, wydarzyło się w mijającym roku całkiem sporo. Chciałem jednak skupić się na konkretnych działaniach, przede wszystkim tych społecznych, w których brałem udział i współorganizowałem.
Do zadania sobie pytania „Po co te akcje?” sprowokowała mnie pewna dyskusja przy świątecznym stole, kiedy to jedna z obecnych osób zapytała mnie „Co Ty z tego masz?” Chodziło oczywiście o działalność w Radzie Dzielnicy czy uczestnictwo w akcjach charytatywnych. Z gracją wiewiórki odparłem bez namysłu „Mam satysfakcję”. Teoretycznie to stwierdzenie powinno zakończyć dalsze rozważania ale… stało się dla mnie jasne, że muszę temat przemyśleć dogłębniej.
Kiedy cofam się pamięcią, zawsze lubiłem być w „centrum wydarzeń”, w których mogłem uzewnętrzniać swoje zapędy organizacyjne i pokłady kreatywnych pomysłów. Zaczęło się niewinnie, w czasach liceum, kiedy zaangażowałem najpierw w prace samorządu uczniowskiego a później w organizację „Ogólnopolskiego spotkania młodych twórców” uczniów ze szkół imienia Kopernika. Z perspektywy czasu to udział w tej imprezie odpowiada na istotne pytanie „Co z tego mam” oprócz satysfakcji – niezaprzeczalnie niesamowite znajomości i przyjaźnie! Poznałem wtedy niewiarygodnych ludzi, na przykład z Wałbrzycha, z którymi po dziś dzień spotykam się przy każdej możliwej okazji ich pobytu w trójmieście lub mojej na Dolnym Śląsku.
Następne były studia, dzięki którym przez cztery i pół roku uczestniczyłem w gigantycznym festiwalu akcji społecznych (Parlament Studentów, gazeta, dni kultury studenckiej czy turnieje sportowe) oraz charytatywnych (mikołajki dla specjalnych ośrodków wychowawczych oraz domów dziecka). Po opuszczeniu uczelni był wolontariat wyborczy, kwesty i budżety obywatelskie a ostatnie lata to oczywiście Rada Dzielnicy. Czy poświęcałem swój prywatny czas tylko dla satysfakcji? Wtedy tak to oczywiście odbierałem, bo niezwykłą radość dawała mi możliwość spożytkowania moich „talentów” na potrzeby ważnych inicjatyw i użytecznych społecznie działań. Dzisiaj wiem, że „nabytek towarzyski” stanowi podstawę nie tylko mojej działalności gospodarczej ale przede wszystkim jest motorem napędowym wszystkich akcji, w które się włączam. Niezliczone kontakty z sąsiadami, pracownikami szkół, relacje służbowe oraz znajomości bliższe czy dalsze pozwalają sprawnie przeprowadzić na przykład mecz dla Tosi, zorganizować paczki dla niepełnosprawnych czy zebrać dziesiątki tysięcy dla szpitali.
Moja działalność społeczna jest także elementem edukacyjnym dla moich dzieci. Staram się, aby uczestniczyły one w tych wszystkich wydarzeniach, znały ich cel, powód i efekt. Po to aby syn i córka w przyszłości same, bez przymusu, potrafiły zaangażować się w wolontariat, pomoc innym czy działalność społeczną. Aby tak jak ja, mogły powiedzieć, że robią to dla satysfakcji.