Felieton – krótki utwór publicystyczno-dziennikarski na tematy polityczne, społeczne, obyczajowe i kulturalne, posługujący się środkami prozy fabularnej, napisany w sposób lekki i efektowny, utrzymany w osobistym tonie.
Do niedawna wydawało mi się, że przeróżnej maści pomówienia, żalposty czy insynuacje publikowane w internecie kompletnie nie mają na mnie wpływu. Z wrodzonym sarkazmem czasem coś skomentowałem, w sytuacji kiedy treść dotyczyła mojej osoby domagałem się sprostowania nieprawdziwych informacji, a z reguły wydumane „afery” czy przysłowiowe „gównoburze” po prostu ignorowałem. Coś jednak we mnie pękło. Znajomy udostępnił swój felieton zamieszczony w popularnym serwisie informacyjnym, który dotyczył działalności organizacji pozarządowych (NGO). Jako, że zasiadam w Radzie Fundacji ARKUN i interesuję się wszelkimi materiałami dotyczącymi tak zwanego trzeciego sektora, postanowiłem zapoznać się z opinią kolegi. Tym bardziej, że post okraszony jest intrygującym opisem – tekst insiderski na poziomie nazw, nazwisk i faktów… Niestety, zawiodłem się niczym polski odbiorca maila z Nikaragui, w którym dowiedział się, że jest jedynym spadkobiercą wielkiej fortuny.
Żal, smutek, rozgoryczenie
Nie będę cytował treści artykułu, bo jak wspomniał autor, jest on zrozumiały dla wąskiej grupy odbiorców. Ważne jest clou problemu – organizacje pozarządowe kiedyś miały lepiej, teraz mają gorzej. Felieton zaczyna się dobrze, bo we wstępie poruszono kwestię uzależnienia się organizacji pozarządowych od publicznej kasy, niewielkiej aktywności organizacji, podziału na „prawomyślne i nieprawomyślne” oraz te, które należy wspierać i te, których wspierać nie należy. Wstęp zachęcił i… na tym koniec. Reszta tekstu to już nieudana forma dziennikarstwa śledczego, połączona z niekontrolowanym słowotokiem. Brakuje jakiegokolwiek punktu odniesienia, danych czy choćby wzmianki na jakiej podstawie autor twierdzi, że teraz gmina wspiera tylko wybranych. Wyczuwalny jest ton rozżalenia i rozgoryczenia z faktu, że jednym się powodzi a drugim nie.
Prawdopodobnie wiele wyjaśnia historia osoby opisującej rzekomy problem. Były radny, niegdyś bliski współpracownik najważniejszych osób w mieście, aktywny działacz na rzecz społeczności miasta, kandydat na prezydenta, od czasów konfliktu z obecnymi włodarzami stał się specjalistą w opiniowaniu każdej gminnej decyzji czy planu. Swój patofelieton oparł na wskazaniu jednej organizacji, która dzięki temu, że kiedyś robiła dobre rzeczy za dobrych czasów teraz reprezentuje te gorsze bo…. nadal jej się powodzi. Dwa inne NGO-sy opisuje jako te „niepokorne” i do których osoby z urzędu podchodzą wrogo i z nieufnością. Tezę oparł na wspomnieniach z czasów, kiedy współpracował z gminą, ale nie raczył już wyjaśnić w jaki sposób owa niechęć się przejawiała. No i creme de la creme – akapit o sławnej na całe miasto fundacji, na której ciąży prawomocny wyrok sądu za nieprawidłowości w rozliczeniach z miastem i urzędem marszałkowskim z „dobrych czasów”. Nasz „felietonista” twierdzi, że organizacja straciła w oczach rządzących miastem przez poglądy swojej szefowej. Nie ma jak wytłumaczyć niepowodzenie „swoich” działaniami „innych”.
Czy organizacje pozarządowe mają dobrze czy źle?
Wróćmy jednak z raju czy tam piekła na ziemię. Organizacjami pozarządowymi są nie tylko podmioty, które mają osobowość prawną, ale także jednostki, które tej osobowości nie mają (np. stowarzyszenia zwykłe, uczelniane organizacje studenckie, koła gospodyń wiejskich). Chcąc być obiektywnym, nie powinno się oceniać ich sytuacji przez pryzmat własnych animozji i wybiórczych spostrzeżeń tylko rzeczowej analizy bądź opiniotwórczej sugestii. Wystarczyła ogólna statystyka ukazująca na przykład ile nowych organizacji powstało w danej gminie w określonym przedziale czasu, jakie środki przekazało dane miasto w formie grantów, pożyczek czy dotacji, lub na jakie cele przekazywano fundusze i ile organizacji je otrzymało. Wskazanie jednego NGO-sa jako „pupilka” władz i czterech innych jako organizacji „trędowatych” w mieście w którym działa 800 organizacji i grup nieformalnych, to jak pisanie o wszechobecnym brudzie w mieście ocenianym na podstawie bałaganu we własnej łazience. Wystarczyło wysłać zapytanie do Gdyńskiego Centrum Organizacji Pozarządowych aby dowiedzieć się na co i jakie kwoty otrzymywały poszczególne fundacje czy stowarzyszenia. A środków rozdysponowano całkiem nie mało – w okresie ostatnich 20 lat to kwota ponad 577 mln zł.
Jako raczej doświadczony działacz na rzecz własnej fundacji wiem, że z oczywistych względów znajomości w urzędzie gminy, miasta czy województwa pomagają w prowadzeniu NGO-su ale na pewno nie warunkują powodzenia ani sukcesu. No chyba, że jest się oddanym sympatykiem rządzącej w kraju partii, wtedy otwierają się wręcz nieskończone źródła finansowania. Jednak to materiał na inny artykuł.
Wróćmy do przeszłości
Autor analizowanego przeze mnie tekstu snuje wizje powrotu do przeszłości niczym Doktor Emmett Brown i przypomina w tym moją 90-letnią ciotkę, która zawsze powtarza, jak to dobrze było przed wojną. Felietonista sugeruje restart i powrót do dobrych praktyk. Pytanie, czy do tych przez, które jeden ze wspomnianych NGO-sów skończył z wyrokiem sądowym czy do tych, dzięki którym inna organizacja była dobra ale jest zła bo jej się powodzi? Nie ma podstaw twierdzić, że trzeci sektor znalazł się w pozarządowym raju ale nie mogę też stwierdzić, iż trafił do piekła. Z własnego doświadczenia wiem, że na pewno nikt im nie utrudnia działalności, nie faworyzuje wybrańców i gnębi wydumanych konkurentów. Jeśli ma się dobry pomysł, odpowiednie przygotowanie i trochę szczęścia to nie ma znaczenia z jakim środowiskiem politycznym sympatyzujesz.
P.S. Twórca felietonu w swoim biogramie na popularnym portalu informacyjnym zamieścił taką oto informację: „W poprzednim życiu przez 5 kadencji radny miasta Gdyni, obecnie na odwyku samorządowym.” Przypomnę, odwyk jest wtedy skuteczny, kiedy odstawia się używki na dobre i nie zatruwa się nimi wszystkich dookoła.