Przesympatyczna aura, doborowe towarzystwo i trasa rowerowa przez plaże, asfalty i leśne ostępy. Wszystko wręcz sielankowe ale trochę nieszczęśliwie zakończone. Ostatni podjazd pod Pachołka a zanim już tylko zjazd do Oliwy. No i przysłowiowa „gleba”. Totalnie niespodziewana, niefortunna i bolesna dla mojego barku. Cóż, trzeba zrobić miesiąc przerwy teraz.