Pierwsze wrażenie po opuszczeniu Heliosa? Żaden film, od czasów Diuny Denisa Villeneuve’a, nie wywarł na mnie tak ogromnego wrażenia. Według mnie, Oppenheimer to arcydzieło warte cierpienia związanego z drętwieniem ud i bólu pleców od trzygodzinnego siedzenia w sali kinowej.
Nie pamiętam abym kiedykolwiek zachwycał się którąkolwiek z premier w ostatnich latach. Wszystkie obejrzane w Heliosie produkcje były dobre, mocne, ciekawe albo zaskakujące. O żadnej jednak nigdy nie napisałem: REWELACJA. Taka jest własnie produkcja twórcy takich hitów jak “Mroczny Rycerz” czy “Incepcja”.
Film opowiada historię słynnego Projektu Manhattan, czyli amerykańskiego pomysłu na budowę bomby atomowej. De facto jest to biografia J. Roberta Oppenheimera, genialnie zagranego przez Cilliana Murphy’ego, kierownika całego procesu powstawania broni jądrowej. Jednak chronologia wydarzeń nie jest jednolita i uporządkowana. Przez obrazy z czasów studenckich, przeplatają się z wydarzeniami po realizacji projektu, na przemian z właściwym procesem tworzenia atomówki. Ta skokowa podróż w czasie nie pozwala nawet na chwilę wytchnienia dla szarych komórek ale w finale ukazuje nam pełny obraz całego wydarzenia.
Czy produkcja Nolana to tylko opowieść o Oppenhemierze? Oczywiście nie. Dla mnie to epopeja rozgrywająca się na dwóch płaszczyznach. Pierwsza, to przedstawienie geniuszu wielu znanych naukowców. Oprócz tytułowego bohatera poznajemy samego wielkiego Alberta Einsteina czy Nielsa Bohra. Od początku zauważamy, że do realizacji celu jakim jest stworzenie broni masowego rażenia podchodzą jak do kolejnego odkrycia naukowego. Sam Oppenheimer naiwnie wierzy, że stworzenie atomówki raz na zawsze zakończy wszelkie konflikty zbrojne na świecie. Finalnie, jedni naukowcy mają rozterki związane ze swoim dziełem, inni pracują nad kolejnymi programami zbrojeniowymi.
Druga płaszczyzna, to przedstawienie bezduszności wielkiej polityki. Każda z postaci pośrednio lub bezpośrednio walczy o swoje wpływy zarówno w kraju jak i poza nim. Nie bez znaczenia jest tu właśnie postać Lewisa Straussa, rewelacyjnie zagranego przez Roberta Downey Jr.. Zarówno on jak i Leslie Groves (Matt Damon) przekonują, iż bomba atomowa będzie skutecznym sposobem na pokonanie nazistów. Ostatecznie stała się, nie mającym żadnego uzasadnienia militarnego, pokazem potęgi Ameryki, kiedy zrzucono pocisk na Japonię. Oppenheimer od początku trwania prac nad bombą jest wplątany w te dyplomatyczne rozgrywki, w efekcie których, będzie musiał walczyć o zachowanie certyfikatu dostępności do poufnych informacji. Istotnym epizodem podsumowującym wpływy polityczne jest spotkanie Oppenheimera z prezydentem USA, Harrym Trumanem (Gary Oldman). Prezydent po rozmowie z fizykiem, który wnioskuje o większą powściągliwość w produkcji broni atomowej, prosi swojego doradcę aby więcej nie umawiał go na spotkanie z tym mazgajem…
Reasumując, ten niewiarygodnie długi film nawet na moment nie nudzi. W mojej opinii to murowany kandydat do Oskara a jego światowy sukces może równać się niestety tylko z fenomenem Barbie (sic!). Dodam, że ostatni raz pamiętam takie tłumy w kinach na premierze Bonda, zaraz po odwołaniu pandemii. Wtedy jednak wszyscy byli spragnieni dużego ekranu i możliwości spędzenia czasu poza domem. Teraz widzowie świadomie pragną napawać się kinowym wybuchem bomby a produkcja na długo pozostanie niszczycielem konkurencji w branży filmowej.